Drugie wiosenne spotkanie ligowe skierowało nas w sobotę do Będzina, gdzie w samo południe zmierzyliśmy się z tamtejszą Sarmacją.
Wcześniejsze mecze z tym rywalem (wygrana 2:0 w Chorzowie oraz porażka 0:4 na wyjeździe) pokazały, że największym atutem przeciwników jest...
ich własne boisko, które ze względu na nietypowe wymiary wymagać będzie od nas pełnej koncentracji, cierpliwości, a przede wszystkim gry wieloma podaniami.
I właśnie w taki sposób zaprezentowaliśmy się w pierwszej połowie meczu, starając się jak najdłużej utrzymywać przy piłce i narzucić swój styl gry Sarmacji.Przyniosło to efekt w postaci uzyskania optycznej przewagi oraz konstruowania przez nas coraz częstszych i groźniejszych akcji podbramkowych.
Pomimo tego, paradoksalnie, to gospodarze byli bliżsi zdobycia pierwszego gola w tym meczu. Szybki kontratak, dośrodkowanie i snajper przeciwników mając przed sobą pustą bramkę uderzył… w poprzeczkę. To zdecydowanie podrażniło nasze ambicje i z jeszcze większą zawziętością, ale i zimną krwią przystąpiliśmy do atakowania rywali. Efekt? Adam Pucek, zagrał ze środka pola w tempo nadbiegającemu prawą stroną Michałowi Wiśniewskiemu, a ten znajdując się na linii „szesnastki” zdecydował się na strzał w długi róg, czym zmusił golkipera gości do kapitulacji.
Radość ze zdobycia pierwszej bramki wciąż jeszcze gościła na naszych twarzach, a już mogliśmy się cieszyć z drugiego trafienia. Tym razem Łukasz Radło podał do znajdującego się na „czubie” Mateusza Daneckiego, który poradził sobie znakomicie z dwoma obrońcami, a stając „oko w oko” z bramkarzem szansy na podwyższenie wyniku nie zmarnował. Pomimo kilku niezłych okazji do zdobycia kolejnego gola na przerwę schodziliśmy z dwubramkowym prowadzeniem.
Początek drugiej połowy był bardzo zaskakujący i nieprzyjemny. Nasi przeciwnicy wyszli na boisko naładowani wielką, niekoniecznie pozytywną energią, przez co mecz stał się chaotyczny, momentami brutalny i więcej w nim było kopaniny, aniżeli prawdziwej gry w piłkę. Kary minutowe, faule i kłótnie na boisku – oto obraz gry w pierwszych kilkunastu minutach drugiej odsłony. Nasi trenerzy wykorzystując jednak kilkuminutową przerwę w meczu – (kontuzja zawodnika Sarmacji) wrócili nas na właściwe tory, zalecając dalszą cierpliwą, spokojną grę, nie uleganie prowokacjom rywali i kontynuowanie tego, co przyniosło efekt w pierwszej części meczu.
Tak też się stało. Wróciliśmy do wcześniejszego stylu gry, co zaowocowało zdobyciem jeszcze dwóch, notabene bliźniaczych bramek. Przy pierwszej z nich Michał Wiśniewski podał piłkę na prawe skrzydło do Mateusza Daneckiego, który strzałem po ziemi posłał piłkę w kierunku bramki, ta odbiła się od słupka i zatrzepotała w siatce.
W identyczny sposób padła bramka numer cztery. Tym razem Arek Krawczyk, po imponującym minięciu kilku zawodników Sarmacji , zagrał do Sławka Bargiel, a ten… strzał, słupek, gol!
Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie – po dobrym meczu w naszym wykonaniu zasłużenie pokonaliśmy Sarmację 4:0.
Mamy nadzieję, że kontuzja zawodnika naszych dzisiejszych rywali nie okazała się poważna. Za pośrednictwem naszej strony życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia i na boisko.
Sarmacja Będzin - UKS Ruch Chorzów (0:4)
0:1 - Wiśniewski (Pucek)
0:2 - Danecki (Radło)
0:3 - Danecki (Wiśniewski)
0:4 - Bargiel (Krawczyk A.)
Dzięki uprzejmości jednego z rodziców nasza galeria została wzbogacona o nowe zdjęcia. Zapraszamy do jej przeglądania klikając TUTAJ.